In Cold Blood
Już tylko dni dzielą nas od pecetowej premiery gry „In cold blood”. Program ten pojawił się na konsoli Playstation na początku wakacji i spotkał się z dość ciepłym przyjęciem gawiedzi. Co prawda niektórzy gracze zarzucali mu, iż jest zbyt trudny, a główny bohater niemal co chwilę ginie, to jednak sprzedawcy nie narzekali na problemy ze zbytem. Jak będzie z wersją PC, zobaczymy, jednak już dziś można wybiec w przyszłość i spróbować ocenić nadchodzący hit (lub shit)…
Program stworzyli autorzy bardzo popularnych przygodówek „Broken Sword”. Mimo to „In cold blood” nie będzie grą, w której klikanie myszką na niemal każdym fragmencie ekranu ma podstawowe znaczenie dla dalszego rozwoju akcji. A to dlatego, że najnowsze dzieło Revolution wcale nie jest przygodówką! To gra akcji przypominająca nieco „Alone In The Dark” czy „Nocturne”. Bohater, agent John Cord, porusza się po prerenderowanych lokacjach. Jego postać gracz obserwuje z nieruchomych kamer zawieszonych pod sufitem, w kącie, na dachu jakieś tajemnej maszynerii czy – dla odmiany – tuż przy ziemi. Nie jest to może rozwiązanie idealne, ale grać się da. Tym bardziej, że graficy na Playstation odwalili kawał dobrej roboty i ci od pecetowej wersji musieliby sporo naknocić, by całość zepsuć. Warto przy okazji wspomnieć o znakomitych przerywnikach filmowych i dobrej oprawie dźwiękowej, która powoduje, że napięcie rzadko kiedy spada poniżej określonego poziomu.
Sama fabuła jest, jak to często w poważnych grach dla PSX bywa, dość zawikłana. Supertajny agent wpada w pułapkę zastawioną przez terrorystów zza wschodniej granicy. Torturowany, bity, głodzony i narkotyzowany opowiada wszystko, co widział, co wie i co słyszał. Ktoś oczywiście idzie mu z pomocą, jednak czy zdąży? Co wyśpiewa agent zanim zostanie odbity? Wszystko w rękach gracza…
Największą wadą konsolowej wersji „In cold blood” był poziom trudności. W grze ginie się zbyt łatwo. Zupełnie tak jak w życiu – wystarcza jeden strzał z karabinu, by miast jurnego chłopa na ziemi leżała tryskająca juchą kupa mięcha. Ponadto każda, nawet najdrobniejsza pomyłka, niewłaściwa decyzja czy błędnie obrana droga wiedzie gracza w objęcia śmierci. Wystarczy zachowywać się zbyt głośno, strzelić do niewłaściwej osoby bądź zagapić się na jakąś dziołchę za oknem, by na ekranie monitora zamigotał romantyczny napis „Mission Failed”. Z opcji save korzysta się więc niezwykle często, na tyle często, by jedną z rąk zatrudnić do zakrywania ziewającej jadaczki. Autorzy wersji PC obiecali co prawda, że nieco odpuszczą. Zaznaczyli jednak, że dla nich realizm ma priorytetowe znaczenie, że nie chcą gry, w której bohater jest komandosem odpornym na strzały niczym Kowal na wdzięki Intrudera…
„In cold blood” ma atrakcyjny tytuł i wciągającą fabułę. Te czynniki mogą sprawić, że gra zawędruje wysoko na wszelkich rankingach pecetowych hitów. Z drugiej strony PC to nie PSX, gracze mają inne przyzwyczajenia i inne miłostki. I jeśli wspaniałej fabule towarzyszyć będzie drakoński poziom trudności, to w grę tą nie zagrają. I będzie niewesoło.
Gra IN COLD BLOOD to:
3 płyty CD
9 obszernych misji
Około 400 lokacji
Ponad 180 różnych postaci
Ponad 30 minut sekwencji filmowych
Ponad 5000 kwestii dialogowych
Blisko 300 zatrudnionych przy realizacji projektu
Ponad 60 osób pracujących nad polską wersją językową
Kilkadziesiąt godzin świetnej zabawy
20 zegarków DATALINK do wygrania w konkursie organizowanym przez firmy LEM i TIMEX.